Udostępniający link nie odpowiada z automatu za treść
11-12-2018
Każdy z nas codziennie dzieli się co najmniej kilkoma linkami. Czy możemy się w ten sposób narazić na odpowiedzialność?
O prawie do umieszczania hiperłączy w sieci Europejski Trybunał Praw Człowieka wypowiedział się w precedensowej sprawie Magyar Jeti (skarga nr 11257/16). Skarżącym był właściciel węgierskiego portalu informacyjnego, na którym w 2013 r. pojawił się artykuł na temat ataku grupy kibiców na grupę Romów. Do wpisu dołączono link do wywiadu z przedstawicielami i liderami wspólnoty romskiej, którzy wskazywali, iż agresywni kibice byli członkami prawicowej partii Jobbik. Partia wszczęła postępowanie o zniesławienie przeciw ośmiu osobom, w tym autorom artykułu, oraz portalowi 444.hu, który udostępnił hiperłącze do filmu z wywiadem.
Węgierskie sądy uznały, że treść wywiadu była nieprawdziwa i zniesławiająca. Jak wynikało z ustaleń sądu, partia Jobbik nie była powiązana z atakiem. Sąd nakazał usunięcie hiperłącza do filmu umieszczonego w serwisie YouTube. TK nie uwzględnił skargi konstytucyjnej powołującej się na zasady swobody wypowiedzi. W skardze do ETPC portal wskazał, że obowiązek usunięcia hiperłącza ze strony narusza art. 10, swobody wypowiedzi.
W wyroku z 4 grudnia 2018 r. strasburscy sędziowie podkreślili, jak ważne dla sprawnego funkcjonowania internetu są hiperłącza (udostępnianie informacji przy pomocy linków). Przekierowują one użytkowników sieci na konkretne strony z materiałem źródłowym i z tych względów należy je rozróżniać od stron – platform, które generują treści. Ponadto osoba, która umieszcza hiperłącze, nie kontroluje informacji dostępnych pod danym linkiem – mogą one być zmieniane niezależnie od tej osoby. Treści dostępne pod linkiem nie są nowe, zostały upublicznione przez oryginalnego autora. Biorąc pod uwagę te argumenty, trybunał nie zgodził się z rozumowaniem sądów węgierskich, które zrównały umieszczanie hiperłączy z rozpowszechnianiem zniesławiających informacji, co podlega odpowiedzialności.
Na gruncie art. 10 ewentualna odpowiedzialność za dzielenie się linkiem powinna być oceniana ad casum, biorąc pod uwagę szczegółowe okoliczność sprawy. Sąd krajowy powinien zbadać, czy umieszczający link utożsamia się i zgadza z przekazywaną treścią, czy też hiperłącze zostało skopiowane bez komentarza o jego słuszności. Następnie należy zbadać, czy dziennikarz wiedział albo mógł wiedzieć, że link zawiera treści zniesławiające albo w inny sposób naruszające prawo. Nadto wagę powinno się przywiązywać do tego, czy dziennikarz działał w dobrej wierze oraz z zachowaniem zasad etyki zawodowej i profesjonalizmu.
W omawianej sprawie skarżąca spółka przy okazji publikacji linku umieściła krótką notatkę, że w sprawie ataku na Romów został przygotowany wywiad z liderami ich społeczności, bez dodatkowego komentarza czy też odwołania do partii, która poczuła się zniesławiona. W notatce nie odniesiono się do prawdziwości informacji zawartych w wywiadzie i nic nie wskazywało na to, że portal się z nimi zgadza. Jednocześnie dziennikarz nie mógł wiedzieć, że są one nieprawdziwe i będą powodować odpowiedzialność prawną. W dodatku politycy i partie polityczne muszą tolerować wobec siebie szerszą krytykę. Na zakończenie trybunał wskazał, że sądy węgierskie nie oceniły możliwości naruszenia art. 10, a powinny m.in. ze względu na szerokie zainteresowanie publiczności sprawą. Uznanie, że umieszczenie hiperłącza powoduje odpowiedzialność, oznaczało, że sądy nie przeprowadziły również ważenia prawa do prywatności (art. 8) i wolności słowa (art. 10).
Uznanie, że dzielenie się hiperłączem automatycznie prowadzi do odpowiedzialności za rozpowszechniane treści, mogłoby negatywnie wpłynąć na przepływ informacji. Autorzy i wydawcy przestaliby umieszczać linki do materiałów, nad którymi nie mają kontroli. To z kolei może w bezpośredni sposób wywoływać efekt mrożący na wolność słowa w internecie. Konkludując, ETPC uznał, że wolność słowa skarżącej spółki została naruszona w nieproporcjonalny sposób.
Dominika Bychawska-Siniarska
Tagi: